Witam ponownie! Dziękuję za ciepłe komentarze z Waszej strony, bardzo pomagają w dalszym pisaniu :) Cóż, ferie zaczęte już tydzień temu, a ja nawet nie mam czasu żeby posiedzieć i coś ruszyć z tym opowiadaniem ;_; Może ten czas minie. A teraz zapraszam do czytania i pozdrawiam! :D
YoungStahl
Skrzek, śmiech, dudnienie i nieokreślone dźwięki - to zarejestrowały
moje uszy. To nie było najgorsze. Najgorsze było to, że zobaczyłem J e g o.
Siedział wśród węży na tronie, który był wykuty w czerwonej skale. Miał dumną,
a zarazem piękna twarz. Czarna szata, owijała się wokół ciała z nabożną
czcią przylegając do skóry. Nie był umięśniony, a cera przypominała grecki
posąg sławnego bohatera. Stalowe zimne oczy wpatrywały się we mnie i w Annę bez
cienia współczucia, zwykłej pogardy. Choć powinna ona raczej obrzydzać i skąpić
jego postać, to wręcz ją umacniała i ukazywała jak wielką on posiada moc.
- Anioły, tak piękne, a
zarazem odrażające i wojownicze. - Powiedział głębokim nieludzkim głosem.
Tak obezwładniającym i odbierającym wolną wole. – Najpierw trzeba
takowego upatrzyć i pochwycić, by wyrwać skrzydła i uwięzić w pół-człowieczej
skórze. Biedne istoty, wypełniające każde zadanie... Nawet te
najniebezpieczniejsze, które nie zawsze kończą się szczęśliwie. Prawda Algizie?
Nie odpowiedziałem, choć
czort miał racje. Wypełniałem misję mającą na celu przywrócenia wiary w pewnej
kobiecie. Niestety opętał ją sam Lucyfer
i jedyne, co mi pozostało, to jego ciało. Później było tylko piekło.
Zamilkł zapatrzony w moją
twarz. Anna, choć obecna nie dawała o sobie znaku życia. Nawet nie słyszałem
jej oddechu, czy serca. Chciałem spojrzeć przez ramię i jakimś drobnym gestem
pocieszyć, lecz gdy tylko odwróciłem wzrok, ujrzałem, iż wcześniej piękna
kobieca twarz stała się niczym pozbawiona wyrazu maska, z której wyciekała bez
ustanku krew. Lucyfer drgnął jakby wybudzony z głębokiego snu.
- Powiedz mi Algizie, ile
jesteś wart? - zapytał tonem zwykłego ludzkiego biznesmena. - Jakie miejsce
zajmujesz w hierarchii aniołów?
Milczałem walcząc, by głos
Lucyfera nie odebrał mi resztki wolnej woli. Czort skinął głową na jednego ze
swoich podwładnych, który natychmiast powstał, skłonił się i ruszył w naszym
kierunku. Wielka łapa sługi zacisnęła się na moim gardle i jednym szybkim
ruchem postawiono mnie na nogi. Demon pozostawił na szyi
czerwony ślad, który natychmiast wyczułem. Skrzywiłem się, gdy kropelka potu
spłynęła na ranę powodując nieprzyjemne szczypanie.
- Byłem Uzdrowicielem i
leczyłem ludzkie dusze, które ty bezcześciłeś! - wykrzyknąłem dumne unosząc
brodę. W ciszy czekałem, aż dostanę kolejny policzek. Chciałem, jak skończony idiota,
nie ukazywać jak bardzo się boję, co było oczywiście kłamstwem. Lucyfer począł się śmiać; a nie był to śmiech
radosny. Wzbudzał odrazę i wściekłość, którą diabeł żywił się, niczym zwykły
pasożyt. Władca Piekła powstał i jednym pstryknięciem palców skazał mnie na
śmierć. Ten oto zwykły, jak się okazuje, człowieczy gest znałem od zawsze.
Mówiono o tym na ziemi, mówiono o tym w niebie i na pograniczu Dwóch Światów.
Zwykły "pstryk" i twoje życie ucieka... Co prawda, gdy człowiek
umiera idzie albo do piekła, albo do nieba, potępiony zaś, zostaje całkowicie
unicestwiony. Jakby nigdy wcześniej nie istniał
Anna nie wiedziała, co się
dzieje. Z niepokojem patrzyła jak wynoszą mnie z pomieszczenia krępując ręce i
nogi. Kobieta zrozumiała wszystko, gdy ja już byłem w połowie drogi do Sali
Śmierci. Usłyszałem jej krzyki i nagłą ciszę. Przez nieposłuszeństwo zaczęli ją
torturować. Lękałem się, jaki sposób na ból użyli. Pierwszy raz od mojego
pobytu w piekle naprawdę się przeraziłem. Idąc przez centrum piekieł obserwowałem
ludzi, którzy przez złe uczynki wylądowali w tym właśnie miejscu. Na swoich
plecach nosili własne sponiewierane przez los ciała, ponieważ w piekle
przyjmowali postać bezcielesnych dusz z mocą dotykania rzeczy materialnych. Łzy
pociekły po moich gorących policzkach doprowadzając do ostatecznego załamania.
Teraz ciągnęli mnie po ziemi za ramiona i włosy, szydząc i plując w twarz.
To koniec – ostatnia
straszna myśl rozjarzyła skołowany umysł, gdy ujrzałem, iż jesteśmy już na
miejscu. Paliła się tylko jedna świeca
oświetlając twarz demona z blizną. Czyli on był moim katem. Rzucili mnie pod
jego stopy, by przed śmiercią mógł do końca upokorzyć i wypuścić z ciała resztki
sił. Roześmiał się złowieszczo. Gestem zaprosił dwa demony, które mnie tu
przywlekły, do wspólnej zabawy. Kopali, wyrywali włosy, podnosili z ziemi
kamienie i rzucali prosto w twarz i tułów. Zakrwawiony, bezsilny obserwowałem
swój własny koniec. Demony pazurami wyrywali i obrywali po kawałku niektóre
części i tak niekompletnego ciała. Już nie miałem jak się poruszyć.
Świeca przygasała i
ostatnie, co dano mi zobaczyć to, to jak bliznowaty chwycił wielki kamień i upuścił go prosto na mnie, co spowodowało
nagły koniec. Nie miałem już ciała, a unosiłem się nad ziemią. W milczeniu i
trwodze obserwowałem, jak wynoszą dawnego mnie z Sali Śmierci. Co się właściwie
wydarzyło? Poniekąd, potępiony miał po swojej śmierci nie istnieć...
Sunąłem jak duch za swoimi
mordercami, by w dogodnym momencie odzyskać ciało, uformować je i ponownie
posiąść, aby chronić Annę.